To nie przypadek, że wymieniam nazwiska dwóch najsłynniejszych polskich lotników. Franciszek Żwirko był kapitanem pilotem, w wojsku polskim od 1917 roku. Stanisław Wigura to konstruktor, twórca samolotów turystycznych RWD. Obaj poświęcili swe życiu lotnictwu sportowemu. Pierwsi z Polaków oblecieli Europę. Sławę zdobyli w Berlinie, w roku 1932, kiedy wygrali zawody lotnicze Challenge. Dwa tygodnie później lecąc do Pragi rozbili się na Śląsku Cieszyńskim, koło Cierlicka. Polacy tam mieszkający, miejsce katastrofy nazywają Żwirowiskiem. Stanął tam ciekawy pomnik, wyobrażający pilota trzymającego śmigło. W rocznice wypadku odbywają się tam patriotyczne uroczystości, miejsce to otoczone jest opieką Polaków z Zaolzia i czeskich władz.
Na manewrach pod Brzegiem
Podobnie tragiczną śmierć, kilkanaście lat wcześniej, ponieśli dwaj prekursorzy niemieckiego lotnictwa: porucznicy Eckenbrecher i Prins. Nie zdobyli co prawda sławy za życia, nie mniej byli pierwszymi ofiarami lotniczymi w Niemczech. Stało się to jeszcze przed wybuchem I wojny światowej. We wrześniu 1913 roku, w okolicach Oławy i Brzegu, na polach Gaci, Brzeziny i Lipek, odbywały się wielkie manewry wojskowe, z udziałem wszystkich formacji, w tym także lotnictwa. Samoloty były wówczas niezwykła nowinką techniczną, wzbudzały wielkie zainteresowanie. Cztery samoloty przywieziono na stację do Brzegu pociągiem, następnie samochodami przetransportowano je na pola koło Gaci. Tam dopiero zostały skręcone.Nie były to maszyny bojowe, służyły tylko do celów rozpoznawczych, a ich korpus zbudowany był z drewna i brezentu. Po złożeniu samolotów, należało je sprawdzić w locie. Pierwszą maszynę testował porucznik Eckenbrecher. Drugą maszynę pilot oblatywał już w towarzystwie porucznika Prinsa. Maszyna, po starcie z doraźnie urządzonego lotniska koło Gaci, wzbiła się w powietrze, zatoczyła koło i wtedy urwało się skrzydło. Nie było już szans dla młodych pilotów, spadli z nieba na pole. Zginęli na miejscu.
Od tego wydarzenia minęło dokładnie 90 lat. Nikt już katastrofy nie wspomina, a jedyną pamiątką wydarzenia jest głaz. I to właśnie zwykły głaz narzutowy ze skromną inskrypcją uratował od zapomnienia te dwa nazwiska. Leżącym na polu kamieniem zainteresował się pan Przemysław Pawłowicz, miłośnik zabytków z Oławy. Długo szukał po archiwach w Polsce i Niemczech jakiejkolwiek wiadomości na ten temat. W końcu jednak znalazł opis tamtych dni, odkrycie opublikowały Wiadomości Oławskie.