Fortyfikacje Grodków otrzymał za rządów księcia Bolka I. Ten słynny Piast, zwany także Surowym, całe swe życie prowadził walki z sąsiadami najczęściej z rodzonymi braćmi. Jego ekspansywna polityka, waleczność a nie raz cwana dyplomacja, pozwoliła mu zebrać spory majątek. Pod koniec życia rządził nie tylko swym księstwem jaworsko-świdnickim, który otrzymał w spadku po ojcu. Jego było także m.in. księstwo ziębickie, które otrzymał od brata w zamian za neutralność w wojnie, którą tamten prowadził ze stryjem Henrykiem. Później, gdy ten sam stryj zaangażował się w wojnę w Wielkopolsce, Bolko zdobył na nim Bolesławiec i Chojnów. Zarządzał też okresowo księstwem wrocławskim (jako stryj nieletnich wówczas synów brata).
Tak zdobywane kolejne miasta i księstwa budziły oczywiście zazdrość, nie tylko wśród innych śląskich Piastów. Najazdu próbował nawet król czeski Wacław II. Tak więc Bolka czekał nie mały wysiłek, by chronić źródło swych dochodów: mniejsze i większe, ale liczne rozwijające się miasta. Pierwszym przedsięwzięciem była budowa licznych warowni na południowej granicy. Jemu przypisuje się założenie zamków w miastach: w Kliczkowie, Bolkowie, Kamiennej Górze, Bolesławcu, murowanych warowni w Sudetach: np. Książ, Rogowiec, Radosno, Cisy, Grodno. Ostatnim systemem obrony były umocnienia miast. Za panowania Bolka I, to jest w II połowie XIII wieku przypadł właśnie boom na rozwój miast i ich obwarowań, a Bolko I zasłynął z tego, że przyczynił się do otocznie największej liczby miast. Słynne powiedzenie zastał Polskę drewnianą, zostawił murowaną odnoszące się do Kazimierza Wielkiego, można z powodzeniem przypisać śląskiemu księciu tyle, że Bolko zostawił Śląsk murowanym 70 lat wcześniej.
Do miast zawdzięczających swe mury Bolkowi, należą właśnie i Brzeg i Grodków oba w tym czasie leżały w granicach księstwa wrocławskiego i jak tradycja głosi, w obu mury powstały za ostatnich lat życia Bolka (zmarł w 1301 r.). Z brzeskich umocnień nie pozostało (prawie) nic, ale do Grodkowa warto pojechać, by poznać jak 700 lat temu budowano mury.
Ponieważ Grodków był miasteczkiem maleńkim, toteż z budową szybko się uwinięto, wystarczyło 5 lat, by wykonać około 1200-1300 metrów. (Dla porównania brzeski mur miał 1850 metrów długości). Już od początku istnienia miasta była wytyczona sieć ulic, prowadzących z Rynku w cztery strony świata: na południe do Nysy, na północ do Wrocławia, na zachód do Ziębic oraz przez Tarnowiec w kierunku Lewina. Zgodnie z tradycją bramy lub wieże powstałe u wylotu tych ulic nazwano tak jak miasta do których prowadziły. Do naszych czasów przetrwały relikty dwóch bram, pozostałe dwie: Nyską i Wrocławską, będące w połowie XIX wieku poważną przeszkodą na ruchliwym trakcie z Nysy do Wrocławia, rozebrano. Natomiast całkiem dobrze zachowane są odcinki murów łączące dawne bramy, choć słabo eksponowane, to warto przejść się wzdłuż nich spacerkiem.
Spacerek wzdłuż Kasztanowej
Wycieczkę w przeszłość najlepiej rozpocząć od ulicy Kasztanowej, bo tam zachowały się fragmenty muru najmniej przekształcone. Warto popatrzeć na dolną kondygnację jest wykonana z polnych kamieni o różnym kształcie i różnej wielkości. W XII wieku kamień był tańszy, dużo łatwiej było go zebrać na polach niż produkować cegłę. Czasem też zbierano kawałki rudy darniowej. Przy ulicy Kasztanowej na niektórych odcinkach można właśnie spotkać taki zupełnie kamienny murek. Nie był imponująco wysoki, ale to wystarczyło, by zatrzymać nieproszonych gości. Podczas wycieczki warto przymrużyć nieco oczy wyobrazić sobie, że nie było parku tylko płytka fosa pozbawiona wysokiej zieleni, nie było ulicy Kasztanowej tylko szczere pole, może co najwyżej jakieś pojedyncze chałupy stojące przy drodze prowadzącej w stronę Otmuchowa. Na horyzoncie, za dzisiejsza stacją kolejową było dopiero widać zabudowania Półwioska.Kamienny mur jednak szybko okazał się zbyt niski, zbyt łatwo było go sforsować. Już 50 lat później, nowy właściciel miasta biskup wrocławski Przecław z Pogorzeli zlecił modernizację murów. Podwyższono je wówczas, wtedy przypuszczalnie już cegłą cegłę w górnej części widać na wielu odcinkach: przy ulicach Ksztanowej, Szpitalnej, Sowackiego i od wewnątrz starówki. Wtedy, koło 1350 roku, postawiono pierwsze baszty, które doskonale ułatwiały obronę.
W więzieniu przy Bramie Wrocławskiej
Dużo lepsze wrażenie robi spory kawałek muru przy ulicy Wrocławskiej. Tutaj mur ma około 5 metrów wysokości, tylko dolna część jest wykonana z kamienia niczym cokół, górna już z cegły układanej w wątku gotyckim. Być może ten fragment pamięta biskupa Przecława, a może też tak wyglądał mur po gruntownej restauracji przeprowadzonej już po wojnie trzydziestoletniej na zlecenie biskupa Rostocka. Warto wiedzieć, że fragmenty to już całkiem współczesna rekonstrukcja, ale łatwo je rozpoznać po świeżym, jasnoczerwonym kolorze. Dzisiejsi konserwatorzy celowo tak zaznaczają swoją pracę, by łatwo było odróżnić oryginał od łatki.Jak wspomniałem, Brama Wrocławska została 150 lat temu rozebrana, a szkoda, bo była najbardziej reprezentacyjną bramą w mieście, zdobiły ją herb miasta oraz herb właścicieli miasta biskupów wrocławskich.
Choć bramy nie ma, to kilka kroków dalej spotkamy inną historyczną budowlę. To prawdziwa, oryginalna Baszta Więzienna. Nazwę swą zawdzięcza oczywiście pełnionej w przeszłości funkcji tu był miejski areszt. Ale więźniów trzymano tam przy okazji przede wszystkim była to baszta obronna, i taki ma ciężki, masywny charakter. Pochodzi z XIV wieku, później ją podwyższano, otynkowano, samo zwieńczenie już nie jest oryginalne, bo sprzed 100 lat , ale warto się mu przyjrzeć. To krenelaż, czyli zębaty murek, tak charakterystyczny element gotyckich budowli obronnych. Krenelaż ma też swoją druga nazwę: blanki. Oryginalne za to są liczne strzelnice kluczowe (zwane tak, gdyż przypominają dziurkę od klucza). Otwór służył do wystawienia lufy, a górną szczeliną żołnierz obserwował przeciwnika.
Oglądają usytuowanie baszty warto zwrócić uwagę, na jej mało efektowne może, ale nieprzypadkowe ustawienie. Swoim masywem chroniła najważniejszą ulicę w mieście. Atakujący nie mogli ostrzelać ludzi biegnących z Rynku ku bramie. Czyż architekci sprzed 600 lat nie byli geniuszami?
A za tydzień opowiem o dwóch innych wieżach, które do dziś strzegą grodkowian z zachodu i od wschodu.